Kobiety chcą by mężczyźni dzielili się żoną z dzieckiem i by zaangażowali się w wychowanie potomstwa. Z drugiej strony oczekuje się od nich, żeby zarabiali na dom i mieli posłuch u dzieci. Skąd zatem mają czerpać wzorce takiego postępowania? Od kogo mogą się tego nauczyć? Na pewno nie od kobiet. One same są zbyt zajęte, starając się poradzić sobie z nadmiarem obowiązków i ról. Jeśli zdecydują się, pracować poza domem, może się okazać, że nie ma zbyt wielu instytucji czy form życia społecznego, które mogłyby im to ułatwić. Jeśli poświęcą się całkowicie dzieciom, rodzi się u nich troska, że od tej pory wszystkie obciążenia finansowe rodziny spadają na barki męża i że nie są w stanie rozwijać swych umiejętności zawodowych, co może mieć fatalne następstwa z chwilą, gdy same powiększą szeregi rozwiedzionych matek. Kobiety takie mogą również paść ofiarą „wojny matek” ukrytej (a bywa, że i jawnie oemonstracyjnej) rywalizacji między tymi kobietami, które pozostały w domu, a tymi, które nie zrezygnowały z pracy zawodowej, co kończy się jedynie tym, że obu stronom doskwiera poczucie winy z tego powodu, iż nie obrały drogi, jaką poszły przeciwniczki. Jak więc widzimy, w latach dziewięćdziesiątych ani mężczyźni, ani kobiety nie są w stanie uciec przed stresem. Możemy mieć jedynie nadzieję, że obecne zmiany ról rodzicielskich doprowadzą do bardziej przejrzystych, a co się z tym wiąże, bardziej zadowalających dla ojców i matek rezultatów, tak że będziemy mogli przekazać bardziej zrównoważone wzorce tych ról następnemu pokoleniu rodziców.